sytuacja walutowa

Koniec 3 kwartału 2022 roku z pewnością przejdzie do historii rynku walutowego. Z globalnej perspektywy uwagę przyciąga oczywiście kurs EUR/USD, który znajduje się najniżej od 20 lat. Jednak zazdrosny o atencję stał się GBP, reagujący gwałtowną przeceną na pomysły nowego brytyjskiego rządu. Wreszcie lokalnie obserwujemy swobodny upadek złotego, który pokonuje kolejne historyczne bariery.

Król nosi zielone szaty

Eurodolar już od 2 lat znajduje się w trendzie spadkowym i wiele wskazuje na to, że wciąż nie zarysował ostatecznych dołków. Po pokonaniu parytetu pojawiły się nadzieje na uspokojenie, ale zostały one szybko zanegowane przez rynek. Obecnie kurs EUR/USD broni się na poziomach widzianych ostatnio 20 lat temu. Po ich pokonaniu (aktualnie można uznać to za scenariusz bazowy) otwiera się ścieżka do historycznych minimów na głównej parze walutowej świata. Dolar korzysta w pełni ze wszystkich argumentów, przemawiających na jego korzyść. Bardzo niepewna i niestabilna sytuacja, zarówno gospodarczo (najwyższa od dziesięcioleci inflacja), jak i geopolitycznie (z naciskiem na rosyjską agresję na Ukrainę) kieruje zainteresowanie inwestorów do bezpiecznych aktywów.

Jednym z najważniejszych pozostaje amerykańska waluta. Dodatkowo wszystko wskazuje, że nadchodzące miesiące, związane m.in. z kryzysem energetycznym będą zdecydowanie trudniejsze dla Europy, co dodatkowo obciąża wspólną walutę. Wreszcie niewykluczone, że najważniejszy powód dla niepowstrzymanego umocnienia USD, czyli polityka monetarna. Komitet Otwartego Rynku (amerykański organ decyzyjny) jako pierwszy z najważniejszych banków centralnych rozpoczął nowy cykl zacieśnianiania monetarnego. Retoryka członków tego gremium z miesiąca na miesiąc stawała się coraz bardziej jastrzębia (czyli opowiadająca się za mocniejszymi działaniami), aby wreszcie we wrześniu jasno zakomunikować, że FOMC jest zainteresowany tylko i wyłącznie sprowadzeniem inflacji do wyznaczonego celu (2%). To zadanie stało się klarownym priorytetem, nawet jeśli miałoby ono oznaczać recesję i zwiększenie bezrobocia.

Wreszcie Rezerwa Federalna realnie rozpoczęła proces ściągania z rynku pandemicznego „dodruku”. W ten sposób krwawią nowojorskie indeksy giełdowe, co staje się dodatkowym paliwem dla ofensywy USD, ponieważ sprzedaż amerykańskich akcji kończy się zakupem dolarów. Popyt na amerykańską walutę nie słabnie, a to może skutkować jeszcze zieleńszą jesienią dla „zielonego”.

Obnażony funt

Euro zalicza jeden z najtrudniejszych momentów w swojej historii, ale najwyraźniej tej uwagi pozazdrościł mu funt szterling. GBP radził sobie całkiem nieźle w trudnych okolicznościach (większość europejskich walut cierpi w ostatnich miesiącach), ale czarne chmury zbierały się nad nim od jakiegoś czasu. Burzę ostatecznie postanowiła rozpętać nowa premierka Zjednoczonego Królestwa. Liz Truss zapowiedziała zmniejszenie wpływów do brytyjskiego budżetu (poprzez obniżkę podatków) przy równoczesnym zwiększeniu wydatków o „drobne” w postaci 150 mld funtów. Nie uda się tego zrobić inaczej niż poprzez zwiększenie publicznego długu, a taka informacja zdecydowanie nie spodobała się inwestorom.

Dodatkowo niższe obciążenia podatkowe to więcej środków w portfelach firm i obywateli, co może przełożyć się na kolejny czynnik proinflacyjny przy już rozpędzonej dynamice cen. Na rynku walutowym doszło do gwałtownej przeceny szterlinga, a kurs GBP/USD wyznaczył rekordowe minima, czyli wyspiarska waluta była historycznie najsłabsza w stosunku do amerykańskiej. GBP wpadł w tak głębokie tarapaty, że zaliczył gwałtowny zjazd nawet w stosunku do maksymalnie poturbowanego złotego. Kurs funta w kilka godzin spadł aż o 30 groszy, co jest nader rzadką sytuacją, występującą tylko i wyłącznie przy zaskakujących i kryzysowych sytuacjach. Szterling stara się sukcesywnie odrabiać straty, a pogłoski o możliwym nadzwyczajnym posiedzeniu Banku Anglii dodają mu w tej chwili wigoru. Jednak na ten moment do żałoby po królowej doszła żałoba po pozycji GBP na rynku walutowym.

Złota gilotyna

Wreszcie nasz skarb narodowy, nasza duma i radość, czyli polski złoty. Niestety rynkowy obraz wskazuje, że tylko Polacy żywią tak gorące uczucia do PLN. Krajowa waluta znajduje się od wielu miesięcy nie tyle w defensywie, ile w całkowitym odwrocie. Nakładają się na to zarówno czynniki zewnętrzne, jak i wewnętrzne, a to już recepta na całkowitą klęskę. Zewnętrznie na pierwszy plan wysuwa się fakt położenia Polski jako kraju w praktyce przyfrontowego. Następnie powiązanie złotego ze wspólną walutą, która również znajduje się w ogromnych tarapatach. Strefa euro jest naszym głównym partnerem handlowym, a dla globalnych inwestorów pozostaje jednym z głównych punktów odniesienia i jej problemy w pewnym stopniu rozlewają się na wszystkich dookoła. Wreszcie niezwykle negatywny rynkowy sentyment, który wysysa kapitał z rynków wschodzących (do których należy Polska) i kieruje go do tzw. bezpiecznych przystani, wśród których królują USD i CHF. Tym samym kurs dolara i kurs franka osiągają historyczne maksima, CHF/PLN przebił barierę 5 zł, a USD/PLN podąża w tym kierunku. Niestety to może jeszcze nie być koniec tego swobodnego upadku krajowej waluty.

Warto teraz przejść do czynników wewnętrznych (chociaż niejednokrotnie powiązanych z otoczeniem), które ciążą złotemu. Inflacja nad Wisłą pozostaje jedną z najwyższych w Europie, a to, z czym dopiero zapoznają się Brytyjczycy (zacieśnianie monetarne w połączeniu z luzowaniem fiskalnym), obowiązuje u nas od dłuższego czasu. Następnie nasze państwo jest jednym z najbardziej narażonych na skutki kryzysu energetycznego m.in. z powodu uzależnienia naszego systemu (jak i milionów gospodarstw domowych) od węgla, który stał się towarem niezwykle drogim i deficytowym. Dodatkowo na ten moment można stwierdzić, że Polska została odcięta od unijnych środków. Nie otrzymuje tych z Krajowego Planu Odbudowy, a w coraz większym zagrożeniu znajdują się fundusze z nowej perspektywy budżetowej. Już sama informacja o odblokowaniu tych miliardów euro mogłaby zadziałać stymulacyjnie na PLN, ponieważ rząd w celu wykorzystania tych środków musiałby sprzedać wspólną walutę, pozyskując za nią złotego.

Wreszcie last but not least, czyli polityka i retoryka Rady Polityki Pieniężnej. Mógłby to być temat na cały esej, ale obecnie ograniczę się tylko do aktualności, czyli rozdźwięku między naszymi decydentami a tymi z najważniejszych banków centralnych. Kiedy FOMC i EBC przyspieszają na ścieżce zacieśniania, to RPP chce się na niej zatrzymać. Na pewno docenią to dociskani do ściany ratami kredytobiorcy, ale stawia to złotego na bocznym torze w kontekście zainteresowania inwestorów. Wszystko to składa się na bardzo niepokojący i już spełniający się czarny scenariusz dla krajowej waluty. Trudno oczekiwać, aby była to złota jesień dla złotego. Jednak warto pamiętać, że po każdej jesieni i zimie wreszcie nadchodzi wiosna.